"Widzę Cię"
Zdjęcia poniżej powstały niedługo po tym, gdy zaczynałem poważniej zginać place na korpusie swojego aparatu i raczej w ramach tego co nazywa się fotografią uliczną i niezdrową pogonią za geniuszem Henri Cartier-Bressona, niż w sposób który patrzę na fotografię teraz. Zabawne, że to czasy, gdy w sumie za ludźmi za bardzo nie przepadałem lub udawałem, że za nimi przepadam. Padać to raczej miałem w zwyczaju w kratery cynizmu i pogardy dla ich bierności wobec systemu. Podróżując jednak przez Azję i Bałkany nie mogłem ignorować faktu, że są wokół mnie. Fascynowało mnie to, że w ogóle są, że w takiej ilości, że tak różni. Więc łapałem ich z ukrycia jak nocny drapieżnik, zachwycony spontanicznością momentu utrwalonego na karcie pamięci. Jednak nie zawsze udawało się pozostać niezauważonym, a dla kogoś początkującego zdemaskowanie malowało się farbą konfliktu, upokorzenia i wstydu.
Nigdy nic takiego mnie jednak nie spotkało i teraz myślę o tym jak o akcie zaufania między mną i światem. Zamiast obelg i pretensji fotografowanych - dostawałem nieraz w zamian widok końcówek ich ust wyżej niż zwykle. Oczywiście nie tylko; przeplatało się to ze zdziwieniem, zmieszaniem czy kompletnym brak reakcji. Wszakże dotyk wątpliwości drgnął mój ogólny osąd na temat ludzkości i podsunął mi pytania o wspólny rdzeń nas wszystkich mimo tak widocznych różnic. Nie wiedziałem nic po za tym w jakim są miejscu i co w nim właśnie robią, lecz im dłużej się im przyglądałem tym mniej tych różnic widziałem, nieważne czy patrzyły na mnie oczy ulicznego kucharza, malarza z ofertą swoich dzieł na chodniku czy ciekawskiego dziecka. Po strzale migawki aparatu żaden z nich nie strzelił z pistoletu, ani nie machnął pięścią - zaufano mi i pozwolono odjeść dalej. No i idę, patrząc na kolejnych mijanych nie jak na bezmyślne trybiki i cyferki działu populacji, lecz jak na ludzi. Ludzi, których warto spytać jak się mają.







